piątek, 7 stycznia 2011

Krajobraz "po" zimie


Właśnie przyszła odwilż, śnieg powoli topnieje odsłaniając nawierzchnię, lecz gdy widzę to co odsłania, na myśl przychodzą mi chyba tylko zniszczenia wojenne. Ba, można by zaryzykować stwierdzenie, że katowickie ulice mniej ucierpiały w trakcie drugiej wojny światowej niż podczas obecnej i minionej zimy. Rozmiar i skala zniszczeń sugerują, że nawierzchnie w mieście stawiają zimie czoła co najmniej od rzeczonej wojny. Jednak wcale tak nie jest. Otóż paradoksalnie najbardziej uszkodzone ulice to te, które ukończone zostały całkiem niedawno. Dlatego też udałem się na spacer z aparatem by udokumentować zimowe dzieło zniszczenia.





Na pierwszy ogień poszła ul. Mariacka. W końcu to salon miasta - główna ulica imprezowa i jedna ze sztandarowych inwestycji miejskich. Już poprzedniej zimy płyty były tu luźne i krzywe, szczególnie na odcinku od ul. Francuskiej do Kościoła Mariackiego. Gdy w zeszłym sezonie zimowym media zainteresowały się sprawą zdezelowanych płyt granitowych, urząd miasta zrzucił winę na betoniarkę, która to rzekomo miała wjechać na deptak. Nic dziwnego, że pojawiły się pytania, po co komu taka nawierzchnia, która po jednym przejeździe nadaje się do remontu. Przecież przy ewentualnych remontach kamienic (które zdecydowanie powinny mieć miejsce), również betoniarki i inny ciężki sprzęt muszą przejechać po cennych granitowych płytach. Tak samo wozy strażackie w wypadku pożaru. Czyżby każde takie zdarzenie pociągało za sobą konieczność generalnego remontu Mariackiej? Jednak tej zimy wiadomo już, że nie chodzi tu o sabotaż grupy mitycznych betoniarek, ale o to, że nowe nawierzchnie nie są zimoodporne.




Wszystkie zdjęcia powyżej to ulica Mariacka pomiędzy Francuską a kościołem

Dlaczego jednak, tak szumnie reklamowany deptak, którego budowa pochłonęła 12 milionów złotych, nie został zbudowany w prawidłowy sposób? Dlaczego po dwóch latach nawierzchnia na całej długości się rozsypuje? Wprawny obserwator zauważy jednak, że nie na całej długości. W najgorszym stanie jest wspomniany odcinek od Francuskiej do kościoła (co nie znaczy, że reszta deptaka jest dobra). Rąbka tajemnicy uchyla użytkownik urbanski.mz na forum GKW24.
Zgodnie z tym co pisze urbanski.mz, na życzenie urzędu miasta zastosowano na tym odcinku znacznie tańszą zaprawę do fugowania, która nie zapobiega wnikaniu wilgoci pod płyty. Rzekomo lepsza zaprawa zastosowana na pozostałej części ulicy jak widać również nie okazałą się idealna. Jeśli powyższe uwagi są zgodne z prawdą, to Mariacka wygląda jak wygląda z winy miasta, i teraz miasto musi znów wyłożyć pieniądze, aby ją poskładać do kupy. Jeśli winny byłby wykonawca, to ulica powinna zostać naprawiona w ramach gwarancji. Na razie nic takiego nie miało miejsca, więc każdy może sobie sam odpowiedzieć, jak jest naprawdę.




A to również "salon miasta"


Jednak nie tylko Mariacka miała to szczęście, że została wyremontowana z użyciem, co by tu nie mówić, materiałów z wyższej półki. Tak samo zostało potraktowane skrzyżowanie ulic Chopina i Stawowej. Była to przebudowa mniej spektakularna, ale bez wątpienia znacznie poprawiająca jakość przestrzeni miejskiej. Zamiast wielkiego asfaltowego rozjazdu z parkingiem, powstała wąska kamienna uliczka z miejscami postojowymi, granitowy chodnik i granitowy plac, idealne miejsce pod letnie ogródki piwne. Niestety za sprawę zabrała się chyba ta sama „ekipa magików” co za Mariacką. Rozmiar zniszczeń na ul. Chopina jest podobny jak na, rzekomo lepiej wykonanej, części Mariackiej. Luźnych płyt tu w zasadzie nie ma, lecz niektóre są pozapadane inne zaś wypchane ponad wysokość chodnika. Straty znacznie mniej spektakularne niż te opisane na początku artykułu, jednak przypominam, iż remont był przeprowadzany trzy lata temu. Jeśli nawierzchnia po tak krótkim czasie jest już tak zużyta, to co będzie po dziesięciu czy dwudziestu latach?





Niedawno wyremontowana Chopina

Dla porównania można zestawić z przedwojennym brukiem. W większości miejsc jest on w podobnym lub lepszym stanie niż nawierzchnia na ul. Chopina. Z tym zastrzeżeniem, że jest on co najmniej o 70 lat starszy i w większości zalany asfaltem. Bardzo ładnym przykładem jest bruk pod ulicą Trzeciego Maja, niestety na co dzień niewidoczny, odsłaniany czasami podczas remontów. Jak to jest, że położona przed wojną kostka mimom, iż nie raz służy jako podbudowa bardzo ruchliwych ulic, jest w tak dobrym stanie, a kilkuletnie ulice się rozsypują?

Ostatnim newralgicznym miejscem, które odwiedziłem jest ulica Gliwicka (pomiędzy Bocheńskiego a Wiśniową). Nie jest to lokalizacja tak prestiżowa jak dwie wspomniane wcześniej, więc i zastosowana nawierzchnia zupełnie inna – behaton, czyli kostka betonowa w kształcie litery „H”. Droga robiona była kilka lat temu. Pamiętam, że już wtedy, choć byłem znacznie młodszy i nie miałem pojęcia o budowie dróg, zastanawiałem się jak można kłaść kostkę betonową na drogę. O ile jeszcze na wspomnianym odcinku jest to do zaakceptowania, z powodu stosunkowo niewielkiego ruchu, to patrząc na poczynania robotników pomiędzy placem Wolności a ulicą Żelazną pukałem się w czoło. Okazało się, że jako drogowy laik miałem absolutną rację. Do teraz dziwi mnie dlaczego projektanci drogi nie wpadli na to, na co wpadł każdy zdrowo myślący człowiek – że taka nawierzchnia nie wytrzyma długo.





Gliwicka pomiędzy Bocheńskiego a Wiśniową

Odcinek bliżej centrum pokrzywił się już dawno temu i mimo zimy jego stan jest w przybliżeniu niezmienny, natomiast odcinek za ul. Bocheńskiego zaczyna się formować w specyficzne góry i doliny. Zapewne winę ponoszą w dużym stopniu tiry, które czasami tędy skracają sobie drogę oraz jak zawsze ta zła i niedobra zima. Jednak już wcześniej pojawiały się problemy z integralnością nawierzchni, największe podczas przebudowy torowiska na Gliwickiej kilka lat temu, gdy zamiast tramwajów kursowały autobusy. Wtedy też droga efektownie się rozjechała i wypiętrzyła. Do tego stopnia, że niższe samochody mogły zahaczyć podwoziem o garb między koleinami. Tegoroczne deformacje chyba niczym nie ustępują tamtym, a jazda po nich staje się coraz bardziej uciążliwa.

To tylko trzy przypadki, gdzie praktycznie nowa nawierzchnia nadaje się do remontu. Ile jest takich przypadków w całym mieście trudno powiedzieć. Wiadomo, że po zimie na drogach mogą wystąpić pewne uszkodzenia, jednak najbardziej przerażające jest to, że te uszkodzenia występują nie z powodu panujących warunków atmosferycznych czy drogowych, ale z powodu błędów powstałych na etapie projektowania. Takie nawierzchnie nie tylko odstraszają swoim wyglądem i stwarzają ryzyko połamania nóg i  uszkodzenia zawieszenia, ale oprócz tego cały czas obciążają budżet miasta. Przecież każdą dziurę i usterkę trzeba załatać i naprawić. Chociaż patrząc na to od jak dawna płyty na ul. Mariackiej żyją własnym życiem, to wywnioskować można, że z napraw już dawno zrezygnowano.