sobota, 8 listopada 2014

Rewitalizacja Społeczna cz.2



Z „małym” poślizgiem czasowym, ale w końcu udało się przejść do części drugiej, która tak naprawdę jest esencją problemu menelstwa w Katowicach. Zacznijmy od początku:
Jest lato, przyjemnie ciepło, ruch w mieście niewielki, bo większość społeczeństwa wypoczywa w odległych zakątkach Polski i reszty świata. Ja akurat należę do tej wcale nie mniej szczęśliwej mniejszości co pozostała w mieście, więc wolny czas chętnie spędzam w moim kochanym Śródmieściu. Jak dla mnie spacer pomiędzy pięknymi budynkami i wypoczynek na śródmiejskim placu jest znacznie przyjemniejszą rozrywką niż ganianie się po lasach z dzikami. Jednak dość niepokojący wydaje mi się przekrój spotykanego społeczeństwa. Szukam odpowiedniego nieobraźliwego słowa opisującego dominujący typ spotkanych osób i jedyne co przychodzi mi do głowy to MENELNIA. Punkt kulminacyjny następuje na placu Miarki. Ta piękna przestrzeń ma ambicje być drugim rynkiem Katowic. Pojawiła się nawet koncepcja, że nie warto przebudowywać „starego rynku”, zamiast tego zrobić nowy rynek tutaj. Tymczasem na placu trwa jakiś mały koncert (fajnie!) nie ma ani jednej wolnej ławki (super!), bo wszystkie są zajęte przez wszelkiej maści menelstwo (co do cholery!?). Nie dość, że na placu nie ma się jak ruszyć żeby nie złapać jakiejś choroby, to jeszcze w promieniu kilku przecznic od niego grasują lotne patrole menelskie, apelujące o wsparcie ich, jakże słusznej, „sprawy”.
Oczywiście opowieść jest subiektywnie ubarwiona, ale opisuje faktyczną sytuację, której byłem świadkiem, więc jak to jest, że w takich fajnych miejscach gromadzi się tak niefajne towarzystwo? Albo, idąc dalej: co zrobić by temu zapobiec?

- Dworzec PKP od zawsze był dla bezdomnych miejscem kultu. W latach dziewięćdziesiątych noclegowa funkcja tej budowli, utrwaliła się na równi z tą transportową. Od tego czasu widok śpiących tam ludzi raził wszystkich, ale nikogo nie zmotywował do przeciwdziałania. Obecnie, po wyburzeniu budynku dworca i zastąpieniu go nowym, większość jego samozwańczych mieszkańców rozbiegła się po centrum szukając nowych miejscówek. Do niedawna w pobliżu funkcjonowała jeszcze jedna pomocnicza noclegowania: opuszczona kamienica Jerzego Seiferta na rogu Słowackiego i Moniuszki. Jednak ten budynek również został zrównany z ziemią i pozbawił „dachu nad głową” kolejne rzesze bezdomnych.
Nowy dworzec kolejowy odcina się od problemu bezdomności, a o to odcięcie dba gorliwa ochrona. W pobliskiej Galerii Handlowej ochrona jest jeszcze bardziej gorliwa i chętnie rzuca się nawet na podejrzanie wyglądających klientów. Natomiast podziemny dworzec autobusowy to ziemia niczyja. Tutaj w godzinach nocnych kultywowane są tradycje dworcowych noclegów. Wprawdzie miejsc jest stosunkowo mało, ale zajmują je tylko najsilniejsze osobniki. Pozostali szukają szczęścia gdzie indziej.

- Noclegownia na Sądowej, czyli tanie spanie w samym centrum miasta. Rzut kamieniem od zniszczonej przez Seiferta kamienicy i kolejny budynek na katowickiej mapie bezdomności. Jest to wybór tylko dla najbardziej zdesperowanych, gdyż obowiązuje tu zakaz wnoszenia alkoholu nie tylko w „zbiornikach zewnętrznych”, ale również we krwi. Nie ma wątpliwości, że budynek taki jest bardzo potrzebny, gdyż oferuje konkretną pomoc osobom którym w życiu się nie powiodło, a którzy na ten problem potrafią spojrzeć „trzeźwym okiem”. Jednak nie funkcja jest tutaj problemem a lokalizacja. Instytucja tego typu nie powinna znajdować się w samym centrum miasta, tuż przy dworcu kolejowym. Noclegownia taka powinna być przeniesiona nie tylko poza obszar ścisłego centrum, ale również powinna być oddalona od wszelkich „patologicznych dzielnic”. Lokalizowaniem takiej instytucji powinny rządzić podobne zasady (jak omawianymi we wcześniejszym artykule kontenerami socjalnymi), czyli na uboczu, bez możliwości rozlewania się „podopiecznych” po okolicznych dzielnicach, ale z zapewnioną obsługą komunikacją publiczną. Sądzę, że wszelkie z tych warunków spełniają wszelkie strefy przemysłowe na obrzeżach naszych miast. Uwolniony teren przy Sądowej można wykorzystać na cele mieszkalne, biurowe lub inne centrotwórcze.

- Jadłodajnia na Jagiellońskiej, czyli kilka kroków od urzędów Marszałkowskiego i Wojewódzkiego w jedną stronę a w drugą od placu Miarki. Przy jednej z najbardziej reprezentacyjnych ulic Katowic ustawiają się kolejki potrzebujących po darmową zupę i drugie danie. A wiadomo, że po posiłku, najlepiej wygrzać się na słoneczku, najlepiej na pobliskim Placu Miarki. Przy całym szacunku dla wspaniałej roboty jaką Pan Brehmer wykonuje, zdecydowanie nie jest to odpowiednie miejsce na taką działalność. Uważam, że tak jak wyżej wspomniana noclegownia, jadłodajnia dla potrzebujących (nie tylko dla bezdomnych), powinny znaleźć się w mniej reprezentacyjnych częściach miasta. Być może dobrym pomysłem byłoby połączenie tych dwóch instytucji pomocy w ramach jednego budynku.

Biedny Plac Miarki, otoczony ze wszystkich stron przez takie generatory patologii oraz dziesiątki mieszkań socjalnych wydaje się z góry skazany na porażkę. Bez wyeliminowania przyczyn obecny stan rzeczy naprawić będzie bardzo trudno. Natomiast miasto dysponuje też środkami łagodzącymi skutki tej sytuacji. Są to piesze patrole policji oraz straży miejskiej. To przede wszystkim one powinny dbać o bezpieczeństwo zwykłych obywateli. Wprawdzie policja jest dedykowana do troszkę innych celów, jednak miasto ma możliwość wykupywania dodatkowych patroli. Natomiast straż miejska, jako formacja miejska, powinna z automatu zajmować się takimi sprawami. Jednak wiadomo, że zamiast chodzić po mieście, lepiej wozić się samochodem. Zamiast użerać się z brudnymi, śmierdzącymi menelami, którzy nie raz mogą wyzywać i używać przemocy lepiej zająć się tym co łatwe, przyjemne i zapewnia stały strumień gotówki, np.: blokowanie kół samochodów, rozdawanie mandatów za niewłaściwe przechodzenie przez jezdnie, piętnowanie spożywania alkoholu na mieście, rozstawianie fotoradarów.

Tak pokrótce wygląda suma niektórych grzechów, która powoduje utrwalenie obecnej sytuacji, że bezdomni rządzą miastem, a normalni ludzie muszą uciekać na przedmieścia. Zapewne można znaleźć jeszcze kilka innych niedociągnięć w tej dziedzinie. Dla mnie jednak najstraszniejsze jest to, że nikomu taka patologia nie przeszkadza, bo jeśli nie ma świadomości problemu, to nie będzie również chęci zmiany.


3 komentarze:

  1. Rewitalizacja społeczna to ogromna ulga dla wielu ludzi, bo bezdomni stają się coraz to bardziej drapieżni, jak się okazuję, są doskonałym narzędziem partyjnej monarchii do pozyskiwania głosów wyborczych i nie tylko. Raz uwikłani działacze partyjni, nie prędko się wydostaną z okowów hierarchii.

    OdpowiedzUsuń
  2. http://odchudzaniekatowice.blogspot.com/2017/02/czas-start.html?m=1 zapraszam

    OdpowiedzUsuń