poniedziałek, 8 listopada 2010

Czas wyborów – czas cudów

Raz na cztery lata jest taki piękny czas, kiedy wszystko staje się lepsze i piękniejsze. Nagle uśpione od dawna projekty, inwestycje i inicjatywy budzą się do nowego (niestety zwykle bardzo krótkiego) życia. Dopiero w tym czasie w pełni uświadamiamy sobie w jak pięknych i dynamicznie rozwijających się miastach żyjemy i jak wspaniałych włodarzy, co by tu nie mówić, utrzymujemy. Ten czas to oczywiście kilka miesięcy poprzedzających wybory do samorządów. Wtedy to właśnie ekipy rządzące skomasowanymi działaniami na rzecz miasta próbują nam zrekompensować cztery lata swojego „plażowania”. Niestety informacje, które docierają do przeciętnego mieszkańca, zwykle są bardzo spaczone i tendencyjne, natomiast konkretów jest wyjątkowo mało. Jeszcze mniej jest takich konkretów, które faktycznie mogą się miastu przysłużyć. Dlatego pokrótce zamierzam obnażyć chwyty wyborcze, które serwowane są nam na każdym kroku przez przebudzone z czteroletniego letargu władze. Natomiast w kolejnych artykułach ustosunkuję się między innymi do programów wyborczych nowych kandydatów do prezydenckiego stołka. Oczywiście artykuły będą dotyczyć głównie stolicy Górnego Śląska, jednak w większości miast aglomeracji i poza nią sytuacja wykazuje uderzające podobieństwo.

Po pierwsze „utrzymać się przy władzy”. Od czasów „wynalezienia” demokracji jest to wspólny mianownik wszystkich rządzących. Wiadomo, że utrzymać się jest znacznie łatwiej niż dostać się z zewnątrz. W końcu dla rządzących możliwości działania jest bez liku. Można np. chwalić się dokonaniami. Niestety nie zawsze takie miały miejsce, bądź też ich skala nie była odpowiednia. W końcu otwarcie przejścia podziemnego na Ligocie, budowa kilku TBS- ów, czy nowej siedziby Straży Miejskiej w mieście aspirującym do miana metropolii to jeszcze nie szał. W takiej sytuacji zawsze można pochwalić się cudzymi dokonaniami. Dla przykładu budową DTŚ wraz z układem komunikacyjnym (inwestycja wojewódzka), budową nowej siedziby Sądu Okręgowego czy planami budowy Muzeum Śląskiego. W sytuacji podbramkowej, w wypadku braku dokonań, zawsze można próbować wmówić wyborcom, że takowe się pojawiły. Strategia sprawdza się idealnie, jeśli chodzi o przebudowę centrum miasta. Nieważne jednak na co chcemy zwrócić uwagę wyborców, zawsze sprawdzoną bronią są gazetki samorządowe np. „Nasze Katowice”. Z lektury najnowszego numeru dowiedzieć się można między innymi, że budowa nowej siedziby NOSPR-u tuż, tuż; że miasto zakupiło 25 nowych autobusów a 25 kolejnych zakupi, jeśli oczywiście władza się nie zmieni; oraz, że rusza przebudowa dworca PKP. Niestety nie napisano, że wcześniej projekt NOSPR-u wypadł z finansowania przez błędy formalne urzędników, nie wspomniano także o tym, że do tej pory kupowano po kilka autobusów w dodatku używanych, gdy np. Wrocław zamówił 100 sztuk nowych Mercedesów. Nie wspomniano również ani słowem, że przed projektem nowego dworca PKP miasto cały czas chowało głowę w piasek i nie było w stanie zająć stanowiska nie tylko w sprawie unikatowej hali dworca czy organizacji przestrzeni publicznych, ale nawet w sprawach tak fundamentalnych jak nowy dworzec autobusowy czy przebieg ulicy Dworcowej. W efekcie czego o tych miejscach zadecyduje PKP wraz z prywatnym inwestorem. Sytuacja o tyle wygodna, że w wypadku pojawienia się mankamentów nowej inwestycji, Urząd Miasta będzie miał „czyste ręce”. Natomiast same informacje o przebudowie wpływają pozytywnie na opinie nieświadomych mieszkańców miasta, którzy to widzą, że coś się dzieje. A skoro się dzieje to znaczy- władza jest dobra i nie należy jej zmieniać.

Wertując inne numery naszej gazetki można wpaść w jeszcze większy zachwyt nad sposobem sprawowania władzy w mieście, gdyż przebudowa centrum ma się bardzo dobrze. Teraz jednak każdy, kto był na rynku w ciągu ostatnich tygodni popuka się w czoło, bo przecież powszechnie wiadomo, że tam od dawna nic się nie dzieje. Tak naprawdę sprawa ta jest sztandarowym przykładem bezradności inwestycyjnej miasta. Niekończące się dyskusje, projekty, konsultacje trwają już kilka lat, a sama idea jest znacznie, znacznie starsza. Do tej wspaniałej inwestycji miała szczęście dołączyć ostatnio kolejna, o której było do tej pory podejrzanie cicho, a mianowicie przebudowa ul. 3-go Maja w deptak. Moim zdaniem jedna z najważniejszych inwestycji w mieście, gdzie przy stosunkowo małych kosztach (małych w porównaniu z przebudową Korfantego) można by stworzyć prawdziwą, żywą wizytówkę miasta. Jednak ani przebudowa linii Rynek-Rondo, ani 3-go Maja nie wystartuje, gdyż będzie to kolidowało z budową nowego dworca. To wytłumaczenie jest o tyle wygodne, że pozwoli przebumelować w tej sprawie kolejne cztery lata i do tego nie z winy miasta, bo przecież dworzec buduje tandem: inwestor prywatny + PKP. Żeby jednak zatrzeć negatywne wrażenie, ciągle słyszymy, że coś się dzieje. Oczywiście głównie na papierze. Tak więc w „wyborczym” wydaniu „Naszych Katowic” naszym oczom ukazują się piękne wizualizacje nowego rynku i obietnice, że już wkrótce tak będzie wyglądało serce Katowic. Który to już raz próbują nas nabrać w ten sposób? Tym razem jednak ma być inaczej, bo po odrzuceniu poprzedniego projektu rynku, opracowywany jest nowy.
Gotowy jest projekt modernizacji Domu Prasy, oczywiście modernizacja ta ruszy najprędzej po wyborach i w nowym budynku przewiduje tylko funkcje administracyjne. Fatalny błąd jeśli chcemy stworzyć tętniący życiem rynek. Jeśli jednak Urząd Miasta ma remontować budynek tylko dla siebie, to przynajmniej jest prawie stuprocentowa szansa na rozpoczęcie tej inwestycji. Póki co modernizacja Domu Prasy pozostaje jedynym konkretem w sprawie przebudowy centrum miasta. Tymczasem sam tryb i harmonogram prac łudząco przypomina próby budowy nowego stadionu GKS Katowice. Tutaj również wiele czekania, szumu, konsultacji, tworzenia nowych projektów, które później okazują się nic nie warte, cała paleta obietnic- jak wspaniale to w przyszłości będzie i „piękna” wizualizacja na dwa miesiące przed wyborami.

Dziwnym zbiegiem okoliczności przed wyborami wypłynęła też zatopiona od dawna sprawa starego dworca. Wprawdzie nic się w tej kwestii nie dzieje a o działania pozorowane też niełatwo, ale zawsze można wyborcom przypomnieć, jakie ambitne plany mamy dla tego obszaru oraz, że urzędnicy cały czas nad tą sprawą pracują. Warto jednak zaznaczyć, że cała strefa powstała niejako z przypadku i od końca. Najpierw oddano przebudowaną ul. Mariacką a dopiero później martwiono się o miejsca parkingowe, czy o dojazd komunikacją miejską, natomiast najważniejszy element – ul. Dworcowa jest nadal na etapie planowania.
Trwa też przebudowa ulicy Mielęckiego i Mariackiej Tylnej, która jeśli harmonogram robót został dobrze przemyślany, zakończy się chwilę przed wyborami. Oby tylko granitowe płyty na nowym deptaku były lepszej jakości niż te na Mariackiej, które po zimie wyglądają jak po 24- godzinnym wyścigu glebogryzarek. Można by na to przymknąć oko, jeśli szybko zostałyby wymienione, tymczasem idzie kolejna zima a płyty- jakie były takie są. Może trzeba by zastosować starą technologię kładzenia kostki, jak np. na poligonie czołgowym w Łabędach, gdzie po kilkudziesięciu latach jazdy czołgów nawierzchnia wygląda znacznie lepiej niż ta na Mariackiej.
Zastrzeżenia można mieć też do sposobu zarządzania tym „salonem miasta”. Pomijając zniszczone płyty, które już prawie rok czekają na wymianę, fatalnie wygląda również sprawa utrzymania deptaka. Sprzątanie i opróżnianie koszy odbywa się zbyt rzadko, zakazy wjazdu na ulice nie są egzekwowane, a mała architektura i drzewka są systematycznie niszczone. Zastosowana nawierzchnia jest stanowczo zbyt chłonna, w efekcie czego mnóstwo jest śladów oleju oraz psich odchodów, z którymi służby sprzątające sobie w ogóle nie radzą.

Cały czas „trąbi się” o wielkich inwestycjach w strefie kultury. W ramach tej strefy mają powstać: nowa siedziba Muzeum Śląskiego, nowa siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia oraz Międzynarodowe Centrum Kongresowe (żeby jeszcze podkręcić atmosferę przed wyborami wspomina się czasami o nowym Wielkim Teatrze Opery i Baletu). Bez wątpienia te trzy budynki bardzo przysłużą się miastu, jednak warto odnotować kilka faktów, które dla „przeciętnego Kowalskiego” mogą być nieznane:
- Muzeum Śląskie jest inwestycją wojewódzką a nie miejską, więc chwalić się nią może Marszałek a nie Prezydent Miasta.
- Budynki lokowane są przypadkowo i raczej nie stworzą spójnej przestrzeni. Plan okolicy i układ drogowy powstaje dopiero wobec istniejących na papierze budynków, a z planu owego wypadła linia tramwajowa od ronda w kierunku osiedla Kukuczki.
- Zorientowanie strefy tylko i wyłącznie na kulturę spowoduje powstanie martwego kawałka miasta. Obecnie w urbanistyce wprowadza się jak najwięcej zróżnicowanych funkcji w ramach jednego obszaru, aby aktywność w nim trwała możliwie jak najdłużej. Dlatego z inwestycjami typowo kulturalnymi warto równolegle przeprowadzić np. te mieszkaniowe i komercyjne. Nowe tereny wydają się idealne dla wysokich apartamentowców a szczególnie, że w ścisłym centrum brakuje lokali z wyższej półki. Póki co w tym miejscu nic takiego nie powstanie. Powstanie za to kolejna martwa przestrzeń, nad którą urzędnicy znów będą się głowić jak ją ożywić, podobnie jak miało to miejsce z ul. Mariacką.
- Dla całego tego terenu brakuje logicznego pomysłu na parkowanie. Przy realizacji od podstaw nowych budynków, zasadne i logiczne byłoby umieszczenie pod nimi parkingów. Tym bardziej, w obliczu faktu, że nowe budynki mogą generować ogromny ruch. Tymczasem parkingi podziemne będą tylko dla pracowników. Pojawiają się więc koncepcje albo parkingów zewnętrznych (czyli mniej więcej asfaltowy plac jak wokół centrum handlowego), bądź osobnego budynku wolnostojącego (jak przy ul. Agnieszki), bądź kompletnego ignorowania problemu, co skończy się dzikim parkingiem gdziekolwiek. Jakby tego było mało, podczas budowy Międzynarodowego Centrum Kongresowego, „zniknie” parking na górce za Spodkiem.

Od kiedy pamiętam Katowice nie mogły uporać się z problemem „menelstwa” i dzikiego handlu w centrum. Tak jest i obecnie. Coraz więcej przestrzeni publicznych zastawianych jest różnego rodzaju łóżkami polowymi i przenośnymi stołami z wszelakim asortymentem od spożywczego przez odzieżowy, a na przemysłowym kończąc. W czasie ostatniej kadencji miasto tłumaczyło brak walki z tym problemem swoją niemocą i wadliwym prawem. Tymczasem inne miasta jak np. Łódź gdzie w ramach tego samego prawa władze mogą walczyć z nielegalnymi handlarzami. Oczywiście przed wyborami władze Katowic odtrąbiły sukces usuwając „handlarzy” z ich ulubionej miejscówki na Placu Szewczyka. Jednak usunięcie to w rzeczywistości polegało jedynie na zdjęciu nawierzchni placu przed przebudową dworca PKP. W efekcie tych działań stoiska dzikich handlarzy rozproszyły się po całym mieście, od torów kolejowych aż po Spodek. Jeśli więc walka z dzikimi targowiskami ma objawiać się zdejmowaniem nawierzchni, to już wkrótce rozkopać na stałe będzie trzeba całe centrum. Jednak- co by nie mówić- sukces (kolejny) można odtrąbić.

Od dłuższego czasu prowadzony jest także remont ikony miasta czyli Spodka. Od czasów budowy nasza hala zdążyła się już nieco zestarzeć, więc modernizacja ta była bardzo potrzebna. Jednak jak zwykle nie obyło się bez poważnych niedociągnięć. Remont elewacji i tarasów zakładał całkowitą ich przebudowę i to bez konsultacji ze środowiskami architektonicznymi. Dopiero groźba wpisania budynku do rejestru zabytków ukróciła tę tuningową samowolę. W wypadku modernizacji takiego obiektu głównym czynnikiem decydującym powinna być jakość i wygląd zewnętrzny. Tak ważnego dla miasta obiektu nie można psuć poprzez przypadkowe modernizacje. Jednak tarasy zostały już przebudowane, lecz nie wyszło im to na dobre- na pewno pogorszyły się użyte materiały. Kamienne płyty zastąpiono tradycyjną „katowicką kostką betonową”, a spód tarasów przykryto styropianem. Większość obywateli zastanawia się teraz po co styropian pod tarasami. Mnie nasuwają się dwa wyjaśnienia: albo Katowice są w takim szale styropianowego ocieplania, że najpierw się ociepla a potem zastanawia, bo ocieplone musi być wszystko; albo też zadbano, by osoby chodzące po „spodkowych” tarasach miały ciepło w stopy...

Kolejnym sukcesem na naszej liście sukcesów ma być tworzenie campusu akademickiego. Powstała jego reprezentacyjna część - deptak na ulicy Bankowej. Oczywiście powstała głównie dlatego, że stanowczo upomnieli się o nią studenci. Studenci i nie tylko oni, upominają się ciągle o przeniesienie akademików z Ligoty do centrum. Na razie pozostaje to jednak w sferze obietnic, tak samo jak budowa nowej siedziby Wydziału Radia i Telewizji. Można oczywiście dyskutować o tym, że skoro są takie plany to zapewne będą realizowane, jednak pragnę przypomnieć, że plany te mają już dobre kilka kadencji, a odświeżane są zawsze przed wyborami.

Po wielu pytaniach i prośbach w końcu ma szansę zostać zrealizowany priorytet dla tramwajów na nowo wyremontowanej linii z Zawodzia do Centrum. Priorytet o tyle potrzebny, że z powodu przestojów na skrzyżowaniach tramwaje na nowym torowisku wcale nie były dużo szybsze niż na starym. Oczywiście wiadomość to bardzo dobra, tylko dziwne, że mówi się o tym dopiero przed wyborami, zamiast podczas remontu rzeczonej linii lub bezpośrednio po nim, gdy pojawiła się pierwsza krytyka.

Na Ligocie otwarto zmodernizowany skwer, który ochrzczono Placem Miast Partnerskich. Z wyborczego punktu widzenia bardzo dobra inwestycja. Przy niskich kosztach, dajemy mieszkańcom to, co lubią najbardziej - nowy plac oraz trochę uporządkowanej zieleni. Takie przedsięwzięcie trudno zepsuć, więc i pole do krytyki dla odwiecznych malkontentów jest bardzo ograniczone.

Oczywiście punktem obowiązkowym naświetlania swoich dokonań jest zwrócenie uwagi wyborców na przeprowadzone remonty dróg. „Nasze Katowice”, zarówno wydanie specjalne (czytaj przedwyborcze), jak i listopadowe, aż kipią od informacji o wyremontowanych ulicach. Faktycznie w ostatnich latach uzbierało się tego całkiem sporo. Niestety przede wszystkim są to ulice boczne, natomiast główne (Sokolska, Słowackiego, Mickiewicza, Korfantego, Kościuszki, 3-go Maja, Stawowa czy plac Wolności) nadal na remonty czekają. Być może wynika to z faktu, że na razie nikt nie wie jak będzie wyglądała przebudowa miasta i ruch po przebudowie, więc póki co nie warto inwestować. Natomiast wykonane przebudowy ocenić trzeba, mimo uwag krytycznych, na plus. Największą zaletą remontów jest przede wszystkim to, że w ogóle były. Oprócz tego w większości przypadków ucywilizowały przestrzeń dla pieszych oraz okroiły dla samochodów, co jest w centrum bardzo wskazane. Uporządkowane zostały miejsca parkingowe i zieleń. Jednak w remontach owych brakło ciągłości - każda z ulic zrobiona została w inny sposób. Stosowano kilka wzorów kostki betonowej, różne rodzaje granitów, lampy od nowoczesnych przez historyzujące aż do typowo autostradowych. Efekt jest taki, że każda ulica wygląda jakby pochodziła z innego miasta. Zastosowane materiały też budzą wiele wątpliwości. Na typowo bocznych drogach zamiast asfaltu na drodze powinien pojawić się bruk natomiast asfalt powinien pokryć ścieżki rowerowe. Na chodnikach powinny się znaleźć płyty granitowe zamiast kostki betonowej. Idealnym przykładem są tutaj ulice Chopina (pomiędzy Słowackiego a Stawową) czy Krzywa. Ta ostatnia znajduje się niestety bardzo na uboczu, podczas gdy w bardziej eksponowanych lokalizacjach zastosowano tanią kostkę betonową. Przy modernizacjach powstały ścieżki rowerowe jednak sieć jest chaotyczna i niespójna, a nawierzchnia nie spełnia wymagań rowerzystów. Jak wspomniałem wcześniej - w wypadku ścieżek rowerowych najbardziej optymalną nawierzchnią jest asfalt. Do tego podczas modernizacji na ulicach pojawiło się stanowczo zbyt mało zieleni, a sposób rozmieszczenia i kształt ławek jest całkowicie nieadekwatny do upodobań pieszych w dziedzinie korzystania z przestrzeni miejskiej.

Zatem niby dzieje się dużo, ale konkretów w tym niezwykle mało. Większość to litania pobożnych życzeń, niezrealizowanych pomysłów lub inwestycji, które od kilku lat leżały w urzędniczych szufladach oznaczonych jako „bardzo pilne”. Dopiero teraz - przed wyborami okazało się, że na coś mogą się przydać. Jednak taka już natura polityki, że trzeba się zawsze pochwalić i pokazać w jak najlepszym świetle. Ważne abyśmy się tym nie zniechęcali i mimo wszystko poszli do wyborów i zagłosowali na ludzi, którzy według nas mają szansę zrobić coś dobrego dla regionu i abyśmy w tym chaosie potrafili oddzielić fakty od mitów, zamiast ślepo wierzyć w to, co mówią nam politycy. Dotyczy to również osób, które dopiero próbują dostać się do samorządów. Ich programy i wizje najeżone są podobnymi haczykami jak te opisane powyżej. Dlatego też w następnych artykułach będziecie mogli przeczytać o pilnych dla miasta sprawach, których dotąd nikt nie poruszył, a które moim zdaniem powinny zostać zrealizowane podczas następnej kadencji, oraz o tym, jaką szansę na realizacje mają przedwyborcze obietnice nowych kandydatów na prezydenta Katowic. Zapraszam do lektury, już wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz