Nawiązując
do modnego w ostatnich czasach słowa, w dodatku często kojarzonego z centrum
Katowic, napiszę dziś o rewitalizacji. Jednak nie o tej spektakularnej,
obejmującej przebudowę ulic, placów i budynków, a tej troszkę zaniedbanej - społecznej.
Rewitalizacja miasta to przywrócenie życia i nadanie zdegradowanym obszarom
nowych funkcji, bądź też przywrócenie ich funkcji pierwotnych. Z powodu lat
zaniedbań i pro przemysłowej polityki władz, obszar Górnego Śląska jest
idealnym miejscem dla tego typu działań. Obserwowane obecnie zamiany, mają na
celu wykreowanie jak najatrakcyjniejszej przestrzeni do życia i choć jej jakość
z każdym rokiem się poprawia, nadal niezmieniony pozostaje jej podstawowy
problem - struktura społeczna. Niestety lata socjalizmu postawiły ją na głowie.
Centrum - najbardziej atrakcyjna część miasta została oddana najpierw klasie
robotniczej, później patologii społecznej. Efektem tego są lokale socjalne w
najładniejszych i najlepiej położonych kamienicach w śródmieściu. Mimo wszelkich
inwestycji, remontów i rewitalizacji budynków miasto nie zmieni się na lepsze,
jeśli jego najbardziej reprezentacyjną częścią jaką jest centrum, władać będzie
margines społeczny. Spróbuję teraz pokrótce zdiagnozować przyczyny obecnego
stanu rzeczy i zaproponować możliwe działania zmierzające do rozwiązania tego
problemu. Początkowo planowałem pisać głównie o bezdomnych, jednak artykuł
popłynął w zupełnie innym kierunku. Dlatego problem bezdomności w Katowicach
poruszę następnym razem, a dziś napiszę o ludziach którzy są „domni”, choć nie
zawsze na to zasługują.
Na
początek zacznę od bardzo ogólnego rysu historycznego. Katowice od początku
swojego istnienia, mimo sąsiedztwa takich ugruntowanych ośrodków miejskich jak
Bytom czy Gliwice, były miastem bardziej administracyjnym niż przemysłowym. Już
w XIX wieku młode miasto skupiało ówczesną elitę finansową i intelektualną
Górnego Śląska. Po przyłączeniu Katowic do Polski w 1922 roku ten trend uległ
nasileniu. Ulokowano tu władze nowo powstałego, autonomicznego województwa śląskiego,
a miasto zaczęło ugruntowywać swoją pozycję jako ośrodek
administracyjno-biznesowy. Tym silniej, że w ramach rywalizacji
polsko-niemieckiej każde państwo chciało udowodnić, że jego część Śląska
rozwija się lepiej niż konkurenta. Na terenie obecnego centrum miasta, głównie
południowego, ale nie tylko, powstawały luksusowe kamienice i ogromne wille,
czy wręcz pałace. Ludzie świetnie sytuowani mieszkali w apartamentach często
przekraczających 200 metrów kwadratowych, przy głównych ulicach miasta. Z takim
też nazwijmy to „city” weszliśmy w II Wojnę Światową.
Niestety pod okresie wojny, zgodnie z
nową ideologią PRL-u, nie było miejsca dla elity i intelektualistów, a
szczególnie na Śląsku, który miał być regionem stricte przemysłowym, zaopatrującym
resztę kraju w surowce. Dlatego też luksusowe, ogromne mieszkania w centrum miasta
zostały podzielone i przydzielone prężnie rozwijającej się klasie robotniczej. Często
dostawali je ludzie, którzy przybyli pracować na Śląsk z różnych części kraju.
Czasem ludzie pochodzący z „dzikich” wiosek, dostawali apartamenty, które
według dzisiejszych cen mogłyby być warte milion złotych. Zarówno to, jak i nieumiejętne
zarządzanie i remonty, doprowadziło w ciągu ponad 40 lat socjalizmu w Polsce do
zdegradowania większości przedwojennych budynków do rangi mieszkań
robotniczych. Natomiast wstrząs gospodarczy i restrukturyzacja przemysłu w latach
90. z mieszkań robotniczych uczyniły zwykłe slumsy. I w taki oto sposób,
najcenniejsza przestrzeń Katowic, zaprojektowana z myślą o najwyższych klasach
społecznych, trafiła w ręce marginesu. Przez ponad 20 lat Trzeciej RP, część
budynków została wyremontowana, znalazła nowych właścicieli i nowe funkcje, jednak
ogromna cześć stanowi miejskie zasoby mieszkaniowe, które przyznawane są czasem
osobom, których nie stać na własne mieszkanie, a czasem po prostu patologii,
alkoholikom i innym, z którymi urzędnicy nie bardzo wiedzą co zrobić.
Podstawowym problemem jest tutaj jak
zawsze brak pieniędzy. Miasto nie ma środków na budowę nowych mieszkań, więc
dysponuje tylko swoimi obecnymi zasobami, a więc głównie kamienicami w centrum.
Nie jest problemem, jeśli mieszkania te, jako komunalne, otrzymują ludzie z
niskimi dochodami, ale nazwijmy to zdrowi społecznie (czyli bez problemów z
alkoholem, przemocą, narkotykami, rozbojami itp.). Niekoniecznie powinni być
oni lokowani w najważniejszej dzielnicy miasta, jednak w obliczu braku zwykłych
mieszkańców, w krótkiej perspektywie czasowej nie jest to naganne, tym bardziej
że w zasobach miejskich znajduje się mnóstwo pustostanów. W długiej
perspektywie czasowej miasto powinno jednak dążyć do budowy tanich budynków,
zapewniających ludziom w potrzebie odpowiednie warunki życia. W porównaniu z
okolicznymi miastami, w Katowicach takich mieszkań powstaje całkiem sporo.
Przykładem może być osiedle budynków przy ulicy Techników. Fajnym pomysłem
mogłoby być zaadoptowanie na mieszkania akademików na Ligocie. Oczywiście
najpierw koniecznie jest wybudowanie nowych akademików w centrum miasta. Dzięki
temu mielibyśmy podwójną korzyść: studenci z obrzeży trafiliby do centrum, a
mieszkańcy lokali komunalnych z centrum trafiliby na obrzeża. Ale to temat na
osobną dyskusję.
Lokale komunalne, zamieszkałe przez
osoby o niższych dochodach, nie są tak dramatycznym problemem, jak mieszkania
socjalne, zamieszkałe przez osoby patologiczne. A tych ostatnich w naszym
mieście nie brakuje. Dla przykładu artykuł z lutego tego roku, gdzie
lokatorzy nowo wyremontowanej kamienicy przy ul. Słowackiego 11 niszczyli lokale, wyrywali kable ze ścian, by sprzedać je w punkcie skupu złomu, o
demolowaniu ścian, okien i domofonów nawet nie wspominając. Znane są też
przypadki palenia w piecu poręczami z klatki schodowej. W ten sposób urzędnicy
nie tylko bezpośrednio doprowadzają do zniszczenia zabytkowych budynków, ale
przyczyniają się do wyludniania całego śródmieścia. Mało kto ma ochotę mieszkać
koło alkoholików, którzy dostali mieszkanie z przydziału i parapetówka trwa już
drugi rok. Tak jak mało kto chciałby, aby tacy ludzie mieszkali w sąsiednim budynku.
Wtedy nigdy nie wiadomo, czy któryś z nich nie wybije nam okna, albo nie
porysuje samochodu.
Dlatego podstawowa zasada powinna być
taka, że osoby patologiczne nie mają wstępu do mieszkań miejskich. Nasuwa się
pytanie co z nimi zrobić. Zgodnie z prawem, oraz moralnością nie można takich
ludzi zostawić bez dachu nad głową. Po przeczytaniu mnóstwa publikacji,
zapoznaniu się z opiniami między innymi pracowników MOPS-u, lokatorów mieszkań
komunalnych i ekspertów, jestem skłonny przychylić się do bardzo niedoskonałej
idei budowy kontenerów socjalnych. Z jednej strony jestem świadom wszelkich minusów
tego rozwiązania, z drugiej, uważam to za znacznie mniejsze zło niż zostawienie
problemu w kamienicach gdzie cierpią zwykli niewinni mieszkańcy. Prowadzi to do
wyludnienia centrum, odstrasza inwestorów i przyczynia się do upadku miasta.
Na
budowę kontenerów socjalnych mógłbym przystać, ale przy spełnieniu kilku bardzo
ważnych moim zdaniem warunków. Podstawowym argumentem przeciwko budowie
kontenerów socjalnych jest to, że nie można skupiać patologii w jednym miejscu,
gdyż tworzymy getta, gdzie problem tylko narasta. Gdzie w takim razie je
zlokalizować? Lokale takie nie powinny powstawać blisko centrum miasta, gdyż z
założenia ziemia im bliżej centrum powinna być coraz droższa i gęściej
zabudowana. Oprócz tego dzielnica,
w której miałyby stanąć takie kontenery, powinna być średnio zamożna. Bardzo
popularne jest upychanie takich problematycznych inwestycji do dzielnic
najbiedniejszych. Jest to najprostsze, bo najczęściej mieszkańcy nie mają
wystarczającej siły przebicia, aby się temu przeciwstawić, a poza tym patologia
jest dołączana do patologii. Uważam, że jest to poważny błąd, gdyż przez to
dzielnice trudne, stają się jeszcze trudniejsze, a miasto zamiast pomagać, przyczynia
się do powiększania obszarów biedy. Kontenerów socjalnych nie można również
lokować w dzielnicach szczególnie bogatych. Choć w mojej głowie kiełkuje
szatański pomysł, aby kontenery takie umieścić na Kostuchnie, pod oknami
nowobogackich. Jednak wiem, że miejsce
takie również byłoby wysoce nieodpowiednie. Zestawienie skrajnej biedy ze
skrajnym bogactwem może doprowadzić do ogromnych konfliktów i niezadowolenia
społecznego. Inna sprawa, że dobrze ustawieni, wpływowi obywatele nie pozwolą,
podrzucić sobie kukułczego jaja pod płoty swoich posesji.
Jednak
nawet w średnio zamożnych dzielnicach pojawi się opór dotychczasowych
mieszkańców o dokwaterowanie im kłopotliwych sąsiadów. Z tego powodu uważam, że
kluczowym elementem jest dobra lokalizacja takiego osiedla. Uważam, że
najbardziej demokratyczna metoda konsultacji społecznych, przy wyborze
lokalizacji jest bez sensu. Każda społeczność z reguły będzie starała się nie
dopuścić do zlokalizowania siedliska patologii w swoim sąsiedztwie. Jest to powszechnie
znane zjawisko określane skrótem NIMBY, od angielskiego Not In My Back Yard, czyli „nie w moim ogródku”. Oczywiście
konsultacje mogą polegać na wytłumaczeniu ludziom dlaczego akurat tu i jakie
środki zostały przedsięwzięte aby w jak najmniejszym stopniu odczuli wszelkie
niedogodności, jednak nie wierzę w pełną aprobatę środowisk lokalnych.
Dla
samych mieszkańców, osiedle kontenerów musi również spełniać odpowiednie
wymagania. Przede wszystkim nie może powodować wyalienowania mieszkających tam
osób. Nie może to być, jak często się zdarza, teren całkowicie odseparowany od
reszty miasta. Jeśli mieszkańcy takiego osiedla nie będą mogli skorzystać z
podstawowej infrastruktury, takiej jak sklepy, szkoły, poczta, czy komunikacja
miejska, to nie będą mieli szansy pokonać swoich problemów, a będą się tylko w
nich pogłębiać. Z drugiej strony nie może to być środek istniejącej zabudowy,
czy działka z sąsiadująca bezpośrednio z blokami. W skrócie rzecz ujmując
chodzi o to, by sąsiadować ze zwykłymi obywatelami, ale nie zbyt blisko. By
osoby te były wśród ludzi, ale jednak trochę z boku, tak by nie były uciążliwe
dla innych. Z warunków dodatkowych mogę
dodać: okolica powinna być w miarę możliwości pozbawiona zakamarków, pustostanów,
czy dzikiej roślinności, tak by ograniczyć liczbę miejsc w których potencjalnie
można spożywać alkohol, lub popełniać przestępstwa. Dobrze by było gdyby w
okolicy znajdował się jakiś posterunek policji, oraz by nie było całodobowych
sklepów z alkoholem. W tej ostatniej sprawie miasto ma decydujący głos, bo wydaje koncesje na sprzedaż napojów alkoholowych.
Patrząc na zdjęcia satelitarne, jestem
w stanie wskazać wiele miejsc, które będą spełniały wymienione przeze mnie
warunki, przypominam: średniozamożna okolica, na uboczu, blisko szlaków
komunikacyjnych i infrastruktury. Dla przykładu Osiedle Witosa, teren w okolicy
Chodnikowej i Kolońskiej, Dąbrówka, ulica Milowicka, na północ od ulicy Pod
Młynem, Ligota - okolice akademików oraz wiele innych.
Bilet
na takie osiedle mógłby też być ostrzeżeniem, swoistą czerwoną kartką dla
wszystkich zalegających z czynszami, stosującymi przemoc wobec najbliższych czy
nie mogących na różne inne sposoby dostosować się do norm społecznych. Oczywiście
mieszkanie na takim osiedlu kontenerowym z założenia nie powinno być
dożywotnie. Osoby rokujące szansę powrotu do społeczeństwa, powinny móc
otrzymywać zwykłe mieszkania komunalne. Natomiast osoby uporczywie odmawiające
resocjalizacji, mogłyby wieść tam swoje życie, nie narażając innych na przykre
tego konsekwencje. Rozwiązanie na pewno nie idealne, ale dużo lepsze niż
pozostawianie stanu obecnego.
A
już za niedługo (może jednak całkiem długo), część druga artykułu, skupiająca
się na osobach bezdomnych i korzystających z pomocy miasta, zapraszam.
Jesli by to mialyby byc takie kontenery ktore opisuja tutaj: http://www.theguardian.com/housing-network/2013/oct/24/brighton-housing-homeless-shipping-containers to jestem za, bo wyglada to bardzo fajnie i nawet ma szanse byc ekologiczne. Trudniej jednak w takim kontenerze zmiescic cala rodzine. A tendencja jest niestety taka ze w rodzinach patologicznych czesta jest wiecej niz jedno dziecko. Oczywiscie moga to byc wieksze kontenery z innym rozmieszczeniem np. taki http://www.kontenery.weldon.pl//files/(x6Wgn-7bpZKsp21ncI7S5oadz7Spr82cm6Cnzq2kptWrZW1XZo6d456Voe2yppWciM_b0tLsys3goqeapNHU6duTlOTo24ad4w)/images/nasze_kontenery/kontenery_mieszkalne/dom_z_kontenerow1.jpg ale te ktore postawili w Poznaniu wcale tak nie wygladaja no i chyba nie ciesza sie te pomysly urzednikow dobra opinia spoleczenstwa skoro sa rozne pikiety przeciwko. Moze tak jak jest jest zle ale moim zdaniem kontenery zawsze beda po prostu skupiskiem biedoty i patologii. Mysle ze ten problem nie jest taki prosty do rozwiazania ale tez o tym troche poczytalam i skoro w wielu panstwach nawet takich jak Holandia czy Chiny (gdzie tutaj trzeba za wynajem takiego kontenera placic) no i Norwegia (http://www.youtube.com/watch?v=AdB9HYNRRdc) stosuje sie takie rozwiazania to widocznie takie nastaly czasy.
OdpowiedzUsuńTaa, z drugiej strony kontenery takie nie mogą być za bardzo wypasione, bo to nie jest żadna nobilitacja tylko kara dla osób tam mieszkających i sposób na odseparowanie ich od reszty w miarę zdrowego społeczeństwa.
OdpowiedzUsuńFajny blog masz czas zerknij na moją stronke prezentacjematuralne2013.pl
OdpowiedzUsuńKatowice potrzebowały tej rewitalizacji. Niedługo powstanie 300 mieszkań 2 pokojowych. Się tworzą perspektywy do życia. :)
OdpowiedzUsuń