Z
„małym” poślizgiem czasowym, ale w końcu udało się przejść do części drugiej,
która tak naprawdę jest esencją problemu menelstwa w Katowicach. Zacznijmy od
początku:
Jest
lato, przyjemnie ciepło, ruch w mieście niewielki, bo większość społeczeństwa
wypoczywa w odległych zakątkach Polski i reszty świata. Ja akurat należę do tej
wcale nie mniej szczęśliwej mniejszości co pozostała w mieście, więc wolny czas
chętnie spędzam w moim kochanym Śródmieściu. Jak dla mnie spacer pomiędzy
pięknymi budynkami i wypoczynek na śródmiejskim placu jest znacznie
przyjemniejszą rozrywką niż ganianie się po lasach z dzikami. Jednak dość
niepokojący wydaje mi się przekrój spotykanego społeczeństwa. Szukam
odpowiedniego nieobraźliwego słowa opisującego dominujący typ spotkanych osób i
jedyne co przychodzi mi do głowy to MENELNIA. Punkt kulminacyjny następuje na
placu Miarki. Ta piękna przestrzeń ma ambicje być drugim rynkiem Katowic.
Pojawiła się nawet koncepcja, że nie warto przebudowywać „starego rynku”,
zamiast tego zrobić nowy rynek tutaj. Tymczasem na placu trwa jakiś mały
koncert (fajnie!) nie ma ani jednej wolnej ławki (super!), bo wszystkie są
zajęte przez wszelkiej maści menelstwo (co do cholery!?). Nie dość, że na placu
nie ma się jak ruszyć żeby nie złapać jakiejś choroby, to jeszcze w promieniu
kilku przecznic od niego grasują lotne patrole menelskie, apelujące o wsparcie
ich, jakże słusznej, „sprawy”.
Oczywiście
opowieść jest subiektywnie ubarwiona, ale opisuje faktyczną sytuację, której
byłem świadkiem, więc jak to jest, że w takich fajnych miejscach gromadzi się
tak niefajne towarzystwo? Albo, idąc dalej: co zrobić by temu zapobiec?
-
Dworzec PKP od zawsze był dla bezdomnych miejscem kultu. W latach
dziewięćdziesiątych noclegowa funkcja tej budowli, utrwaliła się na równi z tą
transportową. Od tego czasu widok śpiących tam ludzi raził wszystkich, ale
nikogo nie zmotywował do przeciwdziałania. Obecnie, po wyburzeniu budynku
dworca i zastąpieniu go nowym, większość jego samozwańczych mieszkańców
rozbiegła się po centrum szukając nowych miejscówek. Do niedawna w pobliżu
funkcjonowała jeszcze jedna pomocnicza noclegowania: opuszczona kamienica
Jerzego Seiferta na rogu Słowackiego i Moniuszki. Jednak ten budynek również
został zrównany z ziemią i pozbawił „dachu nad głową” kolejne rzesze
bezdomnych.
Nowy
dworzec kolejowy odcina się od problemu bezdomności, a o to odcięcie dba
gorliwa ochrona. W pobliskiej Galerii Handlowej ochrona jest jeszcze bardziej
gorliwa i chętnie rzuca się nawet na podejrzanie wyglądających klientów.
Natomiast podziemny dworzec autobusowy to ziemia niczyja. Tutaj w godzinach
nocnych kultywowane są tradycje dworcowych noclegów. Wprawdzie miejsc jest
stosunkowo mało, ale zajmują je tylko najsilniejsze osobniki. Pozostali szukają
szczęścia gdzie indziej.
-
Noclegownia na Sądowej, czyli tanie spanie w samym centrum miasta. Rzut
kamieniem od zniszczonej przez Seiferta kamienicy i kolejny budynek na katowickiej
mapie bezdomności. Jest to wybór tylko dla najbardziej zdesperowanych, gdyż
obowiązuje tu zakaz wnoszenia alkoholu nie tylko w „zbiornikach zewnętrznych”,
ale również we krwi. Nie ma wątpliwości, że budynek taki jest bardzo potrzebny,
gdyż oferuje konkretną pomoc osobom którym w życiu się nie powiodło, a którzy
na ten problem potrafią spojrzeć „trzeźwym okiem”. Jednak nie funkcja jest
tutaj problemem a lokalizacja. Instytucja tego typu nie powinna znajdować się w
samym centrum miasta, tuż przy dworcu kolejowym. Noclegownia taka powinna być przeniesiona
nie tylko poza obszar ścisłego centrum, ale również powinna być oddalona od
wszelkich „patologicznych dzielnic”. Lokalizowaniem takiej instytucji powinny
rządzić podobne zasady (jak omawianymi we wcześniejszym artykule kontenerami
socjalnymi), czyli na uboczu, bez możliwości rozlewania się „podopiecznych” po
okolicznych dzielnicach, ale z zapewnioną obsługą komunikacją publiczną. Sądzę,
że wszelkie z tych warunków spełniają wszelkie strefy przemysłowe na obrzeżach
naszych miast. Uwolniony teren przy Sądowej można wykorzystać na cele
mieszkalne, biurowe lub inne centrotwórcze.
-
Jadłodajnia na Jagiellońskiej, czyli kilka kroków od urzędów Marszałkowskiego i
Wojewódzkiego w jedną stronę a w drugą od placu Miarki. Przy jednej z
najbardziej reprezentacyjnych ulic Katowic ustawiają się kolejki potrzebujących
po darmową zupę i drugie danie. A wiadomo, że po posiłku, najlepiej wygrzać się
na słoneczku, najlepiej na pobliskim Placu Miarki. Przy całym szacunku dla
wspaniałej roboty jaką Pan Brehmer wykonuje, zdecydowanie nie jest to
odpowiednie miejsce na taką działalność. Uważam, że tak jak wyżej wspomniana
noclegownia, jadłodajnia dla potrzebujących (nie tylko dla bezdomnych), powinny
znaleźć się w mniej reprezentacyjnych częściach miasta. Być może dobrym
pomysłem byłoby połączenie tych dwóch instytucji pomocy w ramach jednego
budynku.
Biedny
Plac Miarki, otoczony ze wszystkich stron przez takie generatory patologii oraz
dziesiątki mieszkań socjalnych wydaje się z góry skazany na porażkę. Bez
wyeliminowania przyczyn obecny stan rzeczy naprawić będzie bardzo trudno.
Natomiast miasto dysponuje też środkami łagodzącymi skutki tej sytuacji. Są to
piesze patrole policji oraz straży miejskiej. To przede wszystkim one powinny
dbać o bezpieczeństwo zwykłych obywateli. Wprawdzie policja jest dedykowana do
troszkę innych celów, jednak miasto ma możliwość wykupywania dodatkowych patroli.
Natomiast straż miejska, jako formacja miejska, powinna z automatu zajmować się
takimi sprawami. Jednak wiadomo, że zamiast chodzić po mieście, lepiej wozić
się samochodem. Zamiast użerać się z brudnymi, śmierdzącymi menelami, którzy
nie raz mogą wyzywać i używać przemocy lepiej zająć się tym co łatwe, przyjemne
i zapewnia stały strumień gotówki, np.: blokowanie kół samochodów, rozdawanie
mandatów za niewłaściwe przechodzenie przez jezdnie, piętnowanie spożywania
alkoholu na mieście, rozstawianie fotoradarów.
Tak
pokrótce wygląda suma niektórych grzechów, która powoduje utrwalenie obecnej
sytuacji, że bezdomni rządzą miastem, a normalni ludzie muszą uciekać na
przedmieścia. Zapewne można znaleźć jeszcze kilka innych niedociągnięć w tej
dziedzinie. Dla mnie jednak najstraszniejsze jest to, że
nikomu taka patologia nie przeszkadza, bo jeśli nie ma świadomości problemu, to
nie będzie również chęci zmiany.
Dobrze napisane :)
OdpowiedzUsuńRewitalizacja społeczna to ogromna ulga dla wielu ludzi, bo bezdomni stają się coraz to bardziej drapieżni, jak się okazuję, są doskonałym narzędziem partyjnej monarchii do pozyskiwania głosów wyborczych i nie tylko. Raz uwikłani działacze partyjni, nie prędko się wydostaną z okowów hierarchii.
OdpowiedzUsuńhttp://odchudzaniekatowice.blogspot.com/2017/02/czas-start.html?m=1 zapraszam
OdpowiedzUsuń